Audioriver w łódzkim parku na Zdrowiu
Jak Was określać?
Jeszcze nie jesteśmy organizacją, dopiero się o to staramy. Jesteśmy obywatelską inicjatywą, chyba tak będzie najlepiej.
Pani Aniu, festiwal Audioriver ma się odbyć latem w łódzkim parku Zdrowie. Dlaczego nie chcecie, żeby odbył się akurat tam?
Główne powody to: dobrostan przyrody, wszystkiego co tam rośnie, dobrostan zwierząt, zarówno tych, które żyją w parku na Zdrowiu, jak i ptaków oraz zwierząt z pobliskiego zoo. To są dwa, a trzeci powód polega na tym, że ta część, w której ma się odbyć Audioriver, jest, można powiedzieć, miejscem pamięci. Tam w 1905 roku odbywały się stracenia robotników, którzy walczyli z caratem. Tam nadal są szczątki zamordowanych, bo nie wszystkie zostały przeniesione na cmentarz. Urządzanie festiwalu w takim miejscu wydaje nam się mocno niestosowne.
Nie sposób się z tym nie zgodzić. Mówiła Pani o zwierzętach, które żyją w naszym parku. Mogłaby Pani przytoczyć kilka gatunków?
Takie najpopularniejsze, które można spotkać w parku wcześnie rano, to dziki, więc trzeba uważać (śmiech), zwłaszcza na lochy, które prowadzają młode i to jest naprawdę pokaźne stadko. To widać nawet po trawnikach, jak mocno są zryte. Oczywiście też są drobne zwierzęta jak wiewiórki, których bez wątpienia w parku jest co najmniej kilka gatunków. Są ptaki, a w śród nich kos, który jest pod całkowitą ochroną i żeby było „weselej” to okres czerwca-lipca to okres lęgów ptasich. Tu dochodzimy oczywiście do jednej z naszych obaw, a mianowicie do tego, że jeżeli jest festiwal muzyki, to ludzie, którzy przyjeżdżają, chcą go słyszeć – chcą się bawić, chcą mieć ten fun i żeby ta muzyka grała głośno. A jak gra głośno w zapowiadanych godzinach od 13 do 4 nad ranem, to zwierzęta nie będą miały wypoczynku. Jeżeli będzie to w okresie lęgów, to bardzo często niestety się zdarza, że przestraszone dorosłe osobniki porzucają młode pisklęta i niestety nie ma ciągłości gatunku.
Czy możemy zatem powiedzieć, że to jest realne zagrożenie dla nawet życia tych zwierząt?
Tak, to jest realne zagrożenie. Byliśmy szczerze zdumieni, kiedy na spotkaniu w szkole podstawowej, które zorganizowało chyba Łódzkie Centrum Wydarzeń… powiedzmy, że zorganizowało to miasto, był obecny organizator festiwalu – pan Orlicz – który w sposób, powiedziałabym bardzo lekceważący, wypowiadał się o naszych obawach. Myślę, że to jest tak: z jednej strony mamy interes organizatora: wiadomo że to są pieniądze, które w ten festiwal są przez niego inwestowane; a z drugiej strony my jako mieszkańcy mamy prawo do tego, żeby miasto wytłumaczyło się, dlaczego z naszych podatków, z pani pieniędzy oraz moich chce wydać ponad dwa miliony na, z tego co wiemy, festiwal biletowany przez prywatnego właściciela.
Rozumiem, że to nie jest tak, że Wy nie chcecie tego festiwalu, tylko nie chcecie go w parku?
My nie mamy absolutnie nic przeciwko muzyce, co powtarzamy od początku, jaka by to muzyka nie była. Wśród nas są osoby, które bywały na Audioriver, ale nie chcemy go w parku na Zdrowiu. Przedwczoraj było spotkanie, które zorganizowała dla mieszkańców osiedla Mireckiego rada osiedla i na tym spotkaniu był obecny dyrektor Łódzkiego Centrum Wydarzeń – Pan Kurzawa – który dociskany przeze mnie pytaniami, jak to się stało, że Park padł ofiarą tego festiwalu, stwierdził, że organizator przyjechał, przespacerował się po Łodzi i ten park mu się spodobał. Powiem szczerze: poważny człowiek zajmujący stanowisko dyrektorskie takich głupot nie powinien publicznie wypowiadać, bo się kompromituje. Tak naprawdę można się domyślać, że organizator miał przedstawione jakieś inne lokalizacje, ale najbardziej mu odpowiadała taka.
Jakie do tej pory działania podjęliście w ramach protestu?
Pierwsza rzecz to zawsze przy takich sytuacjach trzeba nagłośnić sprawę. Dwa tygodnie temu w urzędzie miasta zrobiliśmy konferencję prasową. Liczyliśmy, że po niej główny adresat czyli prezydent miasta Łodzi pani Hanna Zdanowska weźmie sobie nasze postulaty do serca, bo przecież jak się popatrzy na profilu „Łódź” czy nawet na prywatnym profilu pani prezydent na Facebooku, to pani Zdanowska cały czas opowiada, jaką to ona jest wielbicielką zwierząt i zieleni. Oczywiście po okresie betonowania miasta przez wiele lat nagle deklaruje miłość do zieleni. Fajnie, lepiej późno niż wcale, tylko gdzie w tym wszystkim jest dobro mieszkańców?
Co do naszych działań, to wczoraj zrobiliśmy spotkanie dla osób, które chciałyby poza lajkowaniem naszych postów na Facebooku, Twitterze czy Instagramie zaangażować się po prostu fizycznie, bo przyszedł w tej chwili – nie ukrywajmy – czas, że trzeba wyjść na ulicę, dlatego że w wczoraj została podpisana umowa pomiędzy Łódzkim Centrum Wydarzeń – de facto miastem – a organizatorem. Ja dzisiaj byłam w parku na Zdrowiu, właśnie w tej części, która jest ofiarowana przez miasto organizatorom na festiwal Audioriver i miałam wątpliwą przyjemność widzieć, jak organizator robi wizję lokalną w parku. Kto bywa w parku na Zdrowiu, ten wie, z czym się wiąże zorganizowanie tam festiwalu na 16 tysięcy osób dziennie. Przecież to nie jest tak, że do dyspozycji będzie tylko i wyłącznie teren wygrodzony. A co poza barierkami? Otóż już usłyszeliśmy wczoraj od pana Kurzawy, że za zniszczenia, które będą dokonane poza obrębem festiwalu, ani miasto, ani organizator nie poniesie konsekwencji.
Czyli, jak rozumiem, może dojść do dewastacji i nikt za to nie odpowie?
A dlaczego miasto miałoby odpowiadać? (śmiech)
Wspomniała Pani, że wśród Was są ludzie, którzy bywają na Audioriver czy innych festiwalach tego typu. Czy może Pani powiedzieć, jak zwykle wyglądają miejsca po takich wydarzeniach?
Wie Pani, ja osobiście na audioriver nie byłam. Byłam na innych festiwalach, natomiast wysłaliśmy delegację do Płocka (śmiech), żeby się przepytać ludzi na miejscu, jak to było i z tą głośnością, jak i czystością. Organizator opowiadał, że oni każdy śmieć wysprzątali – nie tylko na terenie festiwalu, ale i poza nim. Tymczasem dowiedzieliśmy się, że łomot był taki, że nie można było zmrużyć oka przez dwie noce. To nie jest wcale tak, że mimo postępu techniki i możliwości nakierowania dźwięku, że to słychać tylko tam, gdzie się chce, żeby było słychać. Muzyka to są też między innymi basy, te niskie dźwięki, ich nawet może nie być słychać, ale się je czuje. Poza tym tam ma być pięć scen, dwie duże i trzy mniejsze, ma być kilkadziesiąt toalet przenośnych i do tego gastronomia na kółkach. Przecież to wszystko musi zostać dostarczone, a park leży na terenach bagiennych przynajmniej w części i do dzisiaj jest tak, że jak popada deszcz, to trawniki robią się grząskie i człowiek się zapada. Dlatego nie wyobrażam sobie przejazdu ciężkiego sprzętu, który miałby dowieść elementy tych scen, te toalety. Nawet jeżeli będzie sucho, bo utwardzona jest tylko jedna, główna aleja, która rozchodzi się na cztery odnogi. Nie to jest jednak największym problemem, ale drzewa, które porastają pobocza tych alejek. One się zrastają koronami, są pochylone ku sobie, co jest spowodowane przepływami powietrza. Wyobraźmy sobie teraz wjazdy chociażby dźwigu, ciężarówek. Organizator i dyrektor ŁCW. zapewniali nas, że żadne tiry tam nie wjadą. Z kolei na pytanie, jak zamierzają wszystko montować, powiedział, że będą rozładowywać tiry przy Atlas Arenie i mniejszymi samochodami dostarczać poszczególne części do parku. No, to budzi po prostu uśmiech i każdy się zastanawia, co też ci ludzie opowiadają? I czy oni rzeczywiście wiedzą, co chcą zrobić.
Prezydent Łodzi nas ignoruje
Wróćmy jeszcze na chwilę do tematu pani prezydent miasta. Czy pani prezydent jakkolwiek odniosła się do Waszych apeli?
Nie było żadnej reakcji. Ja rozumiem, że wszystkim się pani prezydent nie może sama interesować, że ma od tego ludzi, ale jakoś ani ci ludzie, ani pani prezydent nie dali żadnego znaku chęci współpracy. Powiem szczerze, że jestem wkurzona, dlatego że 8 ostatnich lat angażowałam się w działania tzw. opozycji ulicznej i robiłam wszystko, łącznie z pracą w komisjach wyborczych, z czego w ostatniej nawet nie wzięłam uposażenia. Nie chciałam brać za to pieniędzy, bo tak bardzo nam zależało na tym, żeby wybory były uczciwe i żeby w końcu w Polsce się coś zmieniło.
Czuje się Pani oszukana przez panią prezydent?
Może nie tyle oszukana, co czuję się lekceważona jako obywatel tego miasta. Jest mi strasznie przykro, że to co jest dziedzictwem wszystkich łodzian – zabytkowy park wpisany do rejestru zabytków – tak lekka ręką młody człowiek kierujący Łódzkim Centrum Wydarzeń oddaje komuś, kto tu przyjeżdża, w dość niedbały sposób traktując nas, mieszkańców. Poza tym wpuszczenie takiej imprezy na Zdrowie to jest otwarcie drzwi całej rzeszy innych imprez. Kolejni organizatorzy będą mieli argument: „No jak to? Oni mogli, to czemu my nie?”. To jest ogromne ryzyko, które się za tym kryje. Nie okłamujmy się, co mi po tym, że pan Orlicz czy pan Kurzawa będą się zarzekać publicznie, jak to oni wysprzątają i zabezpieczą. Ja wiem jedno – park będzie zniszczony w tym miejscu, bo nie da się, żeby 16 tysięcy ludzi dziennie, czyli razy 3 to mamy 48 tysięcy ludzi w ciągu tych trzech dni i dwóch nocy, zachowało porządek.
Nie mówiąc o mieszkańcach osiedla Mireckiego, którzy będą to mieli od siebie o rzut beretem, a jeśli muzyka ma grać od południa do 4 nad ranem, to nie oszukujmy się, będzie tak, jak było na Urodzinach Łodzi, kiedy wystawiono scenę na skrzyżowaniu Kościuszki z Radwańską i nie można było zmrużyć oka, bo mieszkamy przy samym skrzyżowaniu. Dla mnie to jest po prostu dramat i zastanawiam się, dlaczego pan organizator Orlicz, który jest takim estetą, nie poszedł do Parku Łazienkowskiego w Warszawie? Bo by go tam po prostu pogonili. Popukaliby się w głowę i powiedzieli: „Chłopie, o czym ty mówisz? To jest zabytek i podlega ochronie konserwatorskiej”. Z kolei u nas wojewódzka konserwator podpisała lekka ręką opinię, że festiwal może się odbyć w parku, bo to nie jest stała tylko czasowa impreza. Jaka to jest różnica czy zadepczą w ciągu trzech dni, czy będą systematycznie zadeptywać co tydzień? Żadna.
Jakie teraz planujecie działania w związku z protestem?
Ujmę to tak: nie o wszystkim powiem z wiadomych względów. Nie uprzedza się przeciwnika, co się będzie robić. Zdecydowanie sytuacja się skomplikowała, odkąd władze podpisały umowę. I to nie na rok, a na trzy lata. W związku z czym, łodzianie drodzy, co roku zabiorą nam z budżetu ponad dwa miliony. A jak będzie trzeba, to miasto hojną ręką dorzuci. Na tyle rzeczy nie ma pieniędzy, a przesuwa się je na prywatny festiwal.
Jak można Was wesprzeć?
Przede wszystkim podpisując petycję na platformie Nasza Demokracja. Będziemy też robić zrzutkę i bardzo prosimy o wsparcie. Mamy też ulotki, które drukowaliśmy z własnej kieszeni, na których są wszystkie informacje. Na pewno będziemy się jeszcze dobijać do IPN z prośbą o poparcie. Będziemy chcieli rozmawiać, jeżeli się tylko uda, z panią prezydent. Mamy nadzieję, że poza tymi organizacjami i partiami, które nam udzieliły poparcia, na przykład AgroUnia, Razem czy Polska2050 i to jako jedni w pierwszych, znajdą się inne. Powiem szczerze, że chciałabym, żeby wszyscy radni byli tak interesujący się sprawami miasta, jak pani radna Grzeszczyk z Polska2050. Widzę, że obecną ekipę trzeba po prostu pogonić. Może to brzydkie sformułowanie, ale oni się już narządzili. Nie są naszymi reprezentantami, ponieważ jak się coś dzieje, to powinni być z nami a nie przeciw nam. Jeden z radnych, chociaż nazwiska nie podam, bo nie chcę nikogo stygmatyzować, bardzo popierał ten festiwal. A przecież miasto na tym nie zarobi. Przecież tu trzeba zapewnić zabezpieczenie medyczne, ochronę w postaci policji, postawić na nogi dodatkowe służby. Trzeba wyznaczyć szpital, gdzie będą trafiać, nie daj Boże, uczestnicy w razie jakiegoś wypadku. Jest tyle rzeczy, na które trzeba będzie wydać pieniądze, że ma wrażenie, że władze miasta zachowują się jak krezus, któremu zbywa tych pieniędzy. A przecież wiemy, że te pieniądze mogły być przekazane na inne fajne inicjatywy, bo mieliśmy swoje własne, łódzkie festiwale. Gdzie to się podziało?
Podsumowując – nie chodzi o to, żeby Audioriver się w ogóle nie odbył, tylko żeby nie odbył się w parku na Zdrowiu?
Niech się odbywa, ale w jakimkolwiek innym miejscu. Padały przecież propozycje: na przykład stadionu Startu, są łódzkie błonia, które były tworzone zresztą z myślą o takich wydarzeniach. Wiem, że tam też są mieszkańcy, ale błonia łódzkie do tego właśnie są. Organizator zapytany, dlaczego nie zorganizują festiwalu na błoniach, odpowiedział „A wyobraża pani sobie, co by się działo, przy takiej ilości mieszkańców Retkini, gdybyśmy tam zrobili festiwal?”. Czyli można się domyślić, że miasto zgodziło się na ten park, bo gdyby wyznaczono błonia, to by ich mieszkańcy Retkini widelcami roznieśli, taka jest prawda. Czyli krótko mówiąc, własny spokój wygrał z dobrem zwierząt, z dobrem przyrody i z dobrem historycznym.
Dziękuję Pani za rozmowę.
Dziękuję.
Rozmawiała Gabriela Piekutowska.