Czym nas jeszcze zaskoczy polszczyzna, czyli o zapożyczeniach z języków obcych

Gdyby starożytnemu Rzymianinowi pokazać słownik języka polskiego, to niewykluczone, że byłby w stanie zrozumieć całkiem pokaźną ilość słów z naszej mowy ojczystej. Wynika to z tego, że ogromna ilość wyrazów w języku polskim to zapożyczenia, a całe gro z nich pochodzi właśnie z łaciny, którą posługiwali się starożytni Rzymianie.

Zapożyczenia

Działo się tak już od początku kształtowania się państwa i języka polskiego, kiedy w nasze skromne progi przyjęliśmy dużo słów związanych z religią, jak: ołtarz (łac. altare), biblia (łac. bible), czy sakrament (łac. sacramentum). 

Zapożyczenia dotyczą oczywiście nie tylko sfery religijnej, ale także elementów życia codziennego, jak chociażby jedzenie, na przykład słowo oliwki pochodzi od łacińskiego olivae. 

Żeby nie być monotonnym, warto wspomnieć, że łacina nie jest jedynym językiem obcym, z którego czerpiemy inspirację do tworzenia własnego słownictwa. W polskiej mowie znaleźć można całkiem sporo wyrazów z języka niemieckiego, co wynika między innymi z okresu krzyżackiego, kiedy Germanie, jak powszechnie nazywa się ich w Europie, zamieszkiwali Gdańsk, Toruń czy Malbork. Wyrazy te to między innymi: glanc, durszlak, wanna i kartofel. 

Język niemiecki nigdy nie był w Polsce uważany za język kultury w przeciwieństwie do wspomnianej wyżej łaciny czy języka francuskiego, z którego wzięliśmy chociażby słowo: makijaż (fr. maquillage). Mimo to bliskie sąsiedztwo sprawiło, że naprawdę spory zasób słów zawdzięczamy właśnie mieszkańcom kraju za Odrą. 

Ciekawym przypadkiem jest też słowo ogórek, które pochodzi z języka perskiego i które zasymilowaliśmy do tego stopnia, że piszemy je z błędem ortograficznym. W oryginale słowo ogórek to angurion. Mamy zatem „u” otwarte. Nasi przodkowie natomiast, ze znanych tylko sobie powodów, skojarzyli ogórka z górą i tym sposobem mamy w ogórku „ó” zamknięte. 

Warto wspomnieć, że Polska nie jest pod tym względem wyjątkiem. Praktycznie każdy europejski język ma coś ze sobą wspólnego. Za przykład niech posłuży herbata. Polskie słowo herbata tak naprawdę wywodzi się z tego samego wyrażenia, co angielskie tea, niemieckie Tee albo hiszpańskie té: mianowicie od łacińskiego wyrażenia: herba thea, z czego pierwszy człon oznacza ziele, a drugi to zlatynizowana wersja chińskiego słowa, oznaczającego liście herbaty. Różnica jest jedynie taka, że w języku polskim zakorzeniły się obydwa wyrazy, natomiast państwa Europy zachodniej ograniczyły się jedynie do tego drugiego.

Z tej tendencji wyłamali się między innymi Rosjanie, którzy herbatę nazywają czajem. Skąd u naszych wschodnich sąsiadów taka oryginalność? Przyczyny tej sytuacji należy szukać w historii: do Rosji herbata dotarła z krajów arabskich, gdzie z kolei przywieźli ją hinduscy kupcy. Na napar z liści herbaty mówili oni szaj, co można łatwo skojarzyć z tradycyjnym indyjskim napojem masala czaj, który jest mieszanką herbaty, mleka i rozmaitych przypraw, między innymi imbiru i kardamonu. 

Jeśli chodzi o napar z liści zalewany wrzątkiem, przystaliśmy na wersję zachodnioeuropejską. Za to w Polsce mamy czajnik, czyli nic innego, jak urządzenie do parzenia herbaty. 

Takich przykładów można by wymieniać całe mnóstwo, ale pozwolę sobie wspomnieć o jeszcze kilku. Od języka francuskiego pochodzą: baleriny (fr. ballerines), kostium (fr. costume), portmonetka (fr. porte – monnaie); od niemieckiego: ratusz (niem. Rathaus), rynek (niem. Ring) szyld (niem. Schild), rynsztok (niem. Rinnstein) z kolei z łaciny wzięliśmy jeszcze między innymi: lwa (łac. leo), kota (łac. cattus) oraz korpus (łac. corpus)

O niektórych słowach, wywodzących się z języków obcych, zaczynamy już powoli zapominać, jak chociażby słowo skryba, które dawniej oznaczało pisarza. Pochodzi ono bezpośrednio od łacińskiego scribere, które oznacza pisać. Inne natomiast polubiliśmy tak bardzo, że rozszerzają swoje znaczenie. Takim słowem są na przykład „adidasy”, którego używamy w odniesieniu do ogółu obuwia sportowego. W języku niemieckim, z którego adidasy pochodzą, używa się tego słowa wyłącznie gdy mowa o butach lub ubraniach wyprodukowanych przez firmę Adidas. Podobnie rzecz ma się z: beauty-blenderem czyli gąbeczką do nakładania podkładu i pampersami, jak zwykliśmy nazywać jednorazowe pieluszki wszelkich marek. 

Jeśli mówimy o języku angielskim, to w obecnych czasach wiedzie on prym w wywieraniu wpływu na mowę polską. Niektórym osobom nieszczególnie to zjawisko się podoba.  Ja nie uważam go za nic złego. Należy zdać sobie sprawę z tego, że tendencja do przejmowania anglicyzmów wynika między innymi z tego, że poziom znajomości języka angielskiego w Polsce, szczególnie wśród młodych ludzi, jest naprawdę na przyzwoitym poziomie. Inaczej rzecz ma się chociażby w Hiszpanii, Japonii albo we Francji, gdzie znajomość języka angielskiego nie jest aż tak powszechna. W Polsce wśród dzisiejszych dwudziesto- i trzydziestolatków naprawdę trudno jest znaleźć osobę, która nie potrafiłaby się porozumieć po angielsku, przynajmniej w podstawowym stopniu. Język angielski otacza nas z każdej strony. Jeśli nawet ktoś nie uczy się go w szkole, wiele zwrotów poznaje, grając w gry internetowe, oglądając filmy lub słuchając anglojęzycznych piosenek. 

Niektóre angielskie słowa zachowaliśmy właściwie w oryginale, zmieniając jedynie delikatnie pisownię, żeby dostosować ją do naszych wymagań fonetycznych i ortograficznych. Przykładami słów, które praktycznie nie zmieniły swojego brzmienia, są: keczup (ang. ketchup) i komputer (ang. computer). Innym angielskim wyrażeniom potrafimy nadać zupełnie nowe znaczenie. Bardzo dobrym tego przykładem jest pochodzący ze Stanów Zjednoczonych skrót LOL, który w oryginale oznacza po prostu dużo śmiechu (ang. lot of laugh). To popularne wśród młodzieży wyrażenie w Polsce przybiera o wiele więcej znaczeń. LOL może oznaczać rozbawienie, tak jak było pierwotnie, ale równie dobrze możemy wyrazić w ten sposób: zdziwienie i zażenowanie. LOL może być też użyte w sytuacji, kiedy nie wiemy, co odpowiedzieć naszemu rozmówcy. 

Jak w 2018 roku w rozmowie z Polskim Radiem powiedziała dr Agata Hącia, zapożyczenia w języku polskim stanowią 70% wszystkich wyrażeń. Mają na to wpływ zawirowania historyczne i mieszanie się kultur. Jest to więc zjawisko pożądane i wbrew pozorom korzystne, zarówno dla języka jak i dla kultury. Zapożyczanie z innych języków, wbrew pozorom nie grozi tym, że język polski zaniknie. Gdyby tak było, zaniknąłby już dawno temu. Możliwe, że taka sytuacja byłaby możliwa, gdybyśmy czerpali jedynie z jednego języka, od początku istnienia polszczyzny. Jest to jednak istna mieszanina różnego pochodzenia, a w zdecydowanej większości w zapożyczeniach i tak zmieniamy pisownię lub wymowę, dopasowując ją do własnych potrzeb.

Jak wspomniałam wyżej nie jesteśmy też pod tym względem oryginalni, gdyż praktycznie wszystkie języki mieszają się między sobą. Można pokusić się o stwierdzenie, że języki to jedna wielka rodzina. Po prostu z jednymi jesteśmy bardziej, a z innymi mniej spokrewnieni. Mało tego, niektóre czerpią także z języka polskiego. W języku angielskim pierogi to po prostu pierogi. Co prawda, często używane z błędem czyli pierogies jako liczba mnoga, a jak wiadomo, słowo pierogi już oznacza więcej niż jeden, ale i tak jeśli polecimy do Stanów i powiemy I would like to order pierogi, czyli po naszemu: chciałbym zamówić pierogi, to każdy zrozumie, o co nam chodzi. Mimo że anglojęzyczne narody mają swoje własne słowo na określenie pierogów, czyli dumplings, to o wiele częściej spotkać się można z polskim określeniem tej potrawy. Podobnie jest w języku angielskim ze słowem wódka, które po angielsku brzmi vodka, a w niemieckim Säbel czyli szabla .

Zapożyczenia świadczą o tym, że język się rozwija, jest żywy i dynamiczny. Rozwój języka jest bezpośrednio związany z rozwojem kultury, a ta ma swoje wzloty i upadki, ale skoro nie stoi ona w miejscu, to może oznaczać tylko tyle, że najlepsze jeszcze przed nami. Wpływy języków obcych są zjawiskiem całkowicie naturalnym, tak jak przejmowanie obcych zwyczajów. Kultury od zawsze wpływały na siebie i mieszały się między sobą. To zjawisko jest nie tylko całkowicie normalne i bynajmniej nie nowe, ale wręcz pozytywne, bo pokazuje, że pomimo pochodzenia z różnych stron świata, wcale aż tak bardzo się od siebie nie różnimy. Przejęliśmy całe mnóstwo wyrazów, tak jak przejęliśmy rozmaite zwyczaje i potrawy. Wiele daliśmy też innym, czego przykładem są wspomniane wyżej pierogi albo kamizelka kuloodporna, która jest polskim wynalazkiem, a która przecież w dużym stopniu zmieniła świat. Mamy zatem powody do dumy! Odpowiadając więc na pytanie zawarte w tytule – „Czym  nas jeszcze zaskoczy polszczyzna?” – oby dalszym rozwojem. 

Bibliografia: Wiesław Witkowski „O polonizmach w języku rosyjskim raz jeszcze” – Rozprawy Komisji Językowej ŁTN, t. LXVI, 2018

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

POPULARNE ARTYKUŁY