Karolina Korwin-Piotrowska dla SPACEME o „Strefie interesów”: Mamy do czynienia z arcydziełem filmowym

Czy możliwe jest, żeby nakręcić dobry film poruszający temat obozu Auschwitz-Birkenau, jednocześnie nie pokazując samego obozu? Jonathan Glazer w swojej najnowszej produkcji „Strefa interesów” udowadnia nam, że nie trzeba pokazywać widzowi sterty trupów, żeby skłonić go do refleksji nad tragedią, która spotkała miliony ludzi w obozach koncentracyjnych i obozach zagłady.

Obozy koncentracyjne na ekranie. Gdzie jest granica dobrego smaku?

Główny problem, jaki mam z filmami o obozach koncentracyjnych jest taki, że od dłuższego czasu mam wrażenie, że mało któremu scenarzyście zależy już na upamiętnieniu ofiar. Cała kinematografia obozowa staje się konkursem, kto zrobi to bardziej drastycznie, kto pokaże więcej trupów, więcej przemocy. Nie chodzi o to, żeby udawać, że brutalność w obozach nie miała miejsca, albo umniejszać cierpieniu ofiar. Jednak w tym wszystkim powinniśmy sobie zadać jedno pytanie – czy sam fakt, że kilka milionów ludzi zginęło w komorach gazowych, nie jest wystarczającym powodem, żeby poczuć uścisk w gardle? Naprawdę musimy zobaczyć na ekranie górę martwych ciał, żeby poczuć, empatię i współczucie w stosunku do ofiar?

Dlatego kolejny film o temacie holokaustu, w reżyserii Jonathana Glazera, był dla mnie naprawdę dużym zaskoczeniem. Reżyser nie przemilcza cierpienia ofiar, jednak nie pokazuje go wprost, ale na przykład grając dźwiękiem. Bo przez większość czasu, kiedy obserwujemy życie komendanta Auschwitz i jego rodziny, w tle słychać dźwięki, które sugerują, że tuż za murem ogrodu, gdzie był obóz koncentracyjny, rozgrywa się właśnie tragedia. Działo się to w momencie, kiedy rodzina komendanta prowadziła sielankowe życie. Hedwig Hoess (Sandra Holler) wraz z dziećmi, zajmuje się uprawianiem ogródka, spacerowaniem po lesie i korzystaniem z uciech życia. Jednocześnie tuż za murem, niewinni ludzie cierpią tylko dlatego, że mieli pecha żyć w czasach, kiedy naziści zapragnęli rządzić światem. Dźwięki, jakimi operuje reżyser wzbudzają nie tylko niepokój, ale przede wszystkim skłaniają do pytania „jak rodzina komendanta mogła nie wiedzieć, co dzieje się za murem?”.

Swoją drogą, cała ścieżka dźwiękowa w tej produkcji jest dobrana z najwyższą starannością i ma ogromne znaczenie w odbiorze całości filmu.

Hedwig i Rudolf Hoess. Wzorowa rodzina czy bestie w ludzkiej skórze?

Zobojętnienie na ludzki los, jakie prezentowała Hedwig Hoess, doskonale odwzorowała w swojej grze aktorskiej Sandra Holler, znana z takich produkcji, jak „Requiem” czy „Toni Erdmann”. Holler wcielając się w panią Hoess, nie tylko odwzorowała życie „Królowej Auschwitz”, ale wręcz można odnieść wrażenie, że się nią stała.

Równocześnie, państwo Hoess prowadzą – można powiedzieć – podwójne życie. Z jednej strony Rudolf Hoess (Christian Friedel), jest komendantem największego nazistowskiego obozu koncentracyjnego i obozu zagłady, a z drugiej strony jest wzorowym mężem i ojcem.

Natomiast jego żona nie ma żadnych skrupułów, żeby przywłaszczać sobie majątek mordowanych w komorach gazowych Żydów. Troszczy się przy tym o swoją rodzinę i pragnie stworzyć jej wspaniały dom. Zdumiewające, prawda? Jak można być kochającą matką czy kochającym ojcem, jednocześnie czerpiąc korzyści z cierpienia tysięcy, a nawet milionów niewinnych ludzi?

Ten kontrast postaci każe nam domyślać się, że żołnierze odbywający służbę w obozach koncentracyjnych, to wbrew pozorom nie były bestie w ludzkiej skórze. Bardzo często byli to zwykli ludzie, którzy przed służbą w obozie byli piekarzami, urzędnikami czy sklepikarzami. Służba w kacetach była czymś, co dawało dobre zarobki i bardzo często awans społeczny. To z kolei pokazuje nam, że te zbrodnie nie były wcale motywowane wielkimi ideami, chociaż stanowiło to pewną przykrywkę. Coś, co miało być może zagłuszyć sumienie oprawców. Największe zbrodnie motywowane były, z bardzo niskich, czasem wręcz prymitywnych pobudek, jak: chciwość i chęć łatwego wzbogacenia się.

Jonathan Glazer bezbłędnie pokazał te sprzeczności na ekranie. Reżyser skłania widza do refleksji i rozważań na temat holokaustu, jednocześnie nawet nie wprowadzając nas, za bramę obozową. Mimo braku pokazania obozu reżyser, przez cały czas daje nam sugestie, za pomocą wspomnianych wyżej odgłosów, ale także przez pokazanie pracujących z pełną parą, kominów krematoryjnych widocznych z domu komendanta, że w tle głównych wątków filmu, mają miejsce tragiczne wydarzenia.

Strefa Interesów. Arcydzieło filmowe, docenione przez krytyków

Strefa interesówto film, który zasługuje na uznanie nie tylko przez zgodność z prawdą historyczną – mówi, w rozmowie ze SPACEME Karolina Korwin – Piotrowska, dziennikarka i felietonistka. Mamy do czynienia z arcydziełem filmowym, kinem uniwersalnym, przemyślanym i kompletnym – dodaje Korwin – Piotrowska. Film, który niekoniecznie mówi tylko życiu komendanta Auschwitz, on mówi o obojętności, wyparciu, konformizmie – zauważa dziennikarka – to też film o naszych czasach, w których zamknięci w swoich szczelnych bańkach udajemy, że świat poza nimi nie istnieje.

Produkcja została doceniona również przez innych krytyków i całkowicie zasłużenie, dostała aż 5 nominacji do Oscara, a także zdobyła nagrodę Grand Prix oraz FIPRESCI, na festiwalu filmowym w Cannes. Była także nominowana w pięciu kategoriach do Europejskich Nagród Filmowych, trzech złotych globów, a także ma szansę na dziewięć nagród BAFTA.

„Strefa Interesów” to produkcja, która pozytywnie wyróżnia się na tle innych filmów o obozach koncentracyjnych i zdecydowanie podnosi poprzeczkę twórcom, którzy decydują się zgłębić ten trudny temat.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

POPULARNE ARTYKUŁY