Historia kacetów jest zbyt złożona, aby w zdobywaniu wiedzy polegać na doświadczeniach pokazanych z perspektywy jednego człowieka. Poszczególne obozy różniły się od siebie w zależności od swojej roli a nawet konkretnego okresu. KL Auschwitz-Birkenau dla więźnia przywiezionego po Powstaniu Warszawskim, przedstawiał już zupełnie inny obraz obozowej rzeczywistości, niż dla tego, który przyjechał do obozu na początku jego funkcjonowania. Z kolei obozu koncentracyjnego Bergen-Belsen w którym nigdy nie było komór gazowych, nie można zrównać z obozem zagłady, jakim był ten w Sobiborze.
Pod publiczkę
Wybór odpowiedniej lektury o tematyce historycznej zawsze jest istotny. Jednak w przypadku historii obozów koncentracyjnych i obozów zagłady ma on szczególne znaczenie. Jest to temat tak delikatny, że absolutnie nie ma tu miejsca na jakiekolwiek niedopowiedzenia czy fantazjowanie. Niestety w ostatnich latach wśród autorów coraz częściej pojawia się tendencja do pisania niestworzonych historii na temat obozów oraz (o zgrozo!) do romantyzowania tego fragmentu dziejów Europy. Samo umiejscowienie fikcyjnej historii w danym okresie i miejscu, to nie jest jeszcze największy problem, chociaż dzieje obozów koncentracyjnych już same w sobie są tak tragiczne, że naprawdę nie trzeba tu nic dodawać, żeby wzbudzić emocje w czytelniku. Największe zażenowanie odczuwam, kiedy czytam powieść, która jest jedynie w niewielkim stopniu inspirowana prawdziwymi wydarzeniami, ale i tak na jej okładce autor z dumą umieścił napis: Historia Prawdziwa. Tego typu zabiegi to metaforyczne naplucie w twarz wszystkim ofiarom obozów koncentracyjnych i obozów zagłady oraz wykorzystywanie tragedii milionów ludzi dla własnych korzyści. Jest to wręcz odrażający zabieg, który nie ma nic wspólnego z pragnieniem upamiętnienia ofiar obozów. Tu chodzi jedynie o przyciągnięcie uwagi czytelników, a co za tym idzie – łatwiejszy zarobek.
Niestety nie inaczej jest w przypadku publikacji Niny Majewskiej-Brown „Tajemnica z Auschwitz”. Pomijam już to, że autorce zdarza się pomylić poszczególne daty, miejsca i osoby, bo książka zawiera o wiele poważniejsze błędy.
Kontro(wersje)
Majewska-Brown opisuje historię pani Stefanii Budniak, która trafiła do Auschwitz w wyniku aresztowania w leśniczówce w Kobielach Wielkich. Autorka za całe zło, jakie spotkało panią Stefanię, obwinia jej męża czyli słynnego dowódcę oddziału partyzanckiego ziemi radomszczańskiej – Floriana Budniaka ps. „Andrzej”. Stefania i Florian Budniakowie to ludzie, którzy rzeczywiście żyli w czasach wojny. Prawdą jest też to, że pan Florian walczył w partyzantce oraz, że pani Stefania była więźniarką obozu koncentracyjnego. I tu kończy się spójność treści książki z prawdą historyczną, a zaczynają się dziwne teorie i fantazjowanie pani Niny.
Wszystko spisane jest na podstawie wspomnień córki państwa Budniaków. Trzeba jednak zaznaczyć, że pani Ewa w momencie opisywanych wydarzeń miała 3 lata. Siłą rzeczy nie może zbyt wiele pamiętać z tego okresu, a żaden inny członek rodziny nie potwierdza jej wersji.
„Sugeruje się w książce, że to SS-man pomógł mojej babci przejść przez Auschwitz. Jest to wątek nieprawdziwy. Ta narracja wypłynęła od jednego członka naszej rodziny, siostry mojej babci. Nikt z pozostałych członków rodziny, z którymi utrzymuję kontakt, nie zgadza się z przesłaniem tej książki” – mówił w 2020 roku dla radia Poznań Paweł Bugajski – prawnuk Stefani i Floriana Budniaków.
Według Majewskiej-Brown Florian Budniak jako mąż, ojciec i głowa rodziny nie powinien zajmować się partyzantką, tylko pilnować tego, żeby jego bliskim nie stało się nic złego. Brzmi to nawet sensownie, dopóki nie zdamy sobie sprawy z tego, że praktycznie wszyscy żołnierze podziemia mieli kogoś bliskiego. Walka z okupantem zawsze wiązała się z ryzykiem, ale zadajmy sobie pytanie – dlaczego Polacy sięgali po broń? Czy robili to, bo im się nudziło? Może nie mieli nic lepszego do roboty? Czy motywowało ich pragnienie rozgłosu i podziwu? Oczywiście, że nie i chciałabym, żeby w tym tekście to jasno wybrzmiało: Polacy walczyli z Niemcami, bo nie mieli innego wyjścia. Jeśli komuś wydaje się, że gdyby po zajęciu Polski przez Niemcy ci okropni żołnierze podziemia się nie buntowali, wszyscy żylibyśmy teraz we wspaniałej polsko-niemieckiej utopii, to niech przemyśli to jeszcze dziesięć razy, a potem jeszcze ze dwa razy, dla pewności, że wszystko dobrze przemyślał. Plany Hitlera wobec narodu polskiego były dość jasne. Polacy mieli zostać poddani eksterminacji zaraz po Żydach, Romach i Sinti, będąc poprzednio wykorzystanymi jako tania siła robocza. Dla jasności słowo „eksterminacja” oznacza dosłownie wymordowanie. Świadczą o tym chociażby pacyfikacja Zamojszczyzny, przymusowe wysiedlenia Polaków z terenów włączonych do III Rzeszy, wywożenie Polaków na roboty przymusowe do Niemiec czy w końcu do obozów koncentracyjnych.
Na jakiej podstawie?
Idąc tokiem myślenia pani Majewskiej-Brown, Polacy powinni siedzieć cicho i potulnie czekać, aż przyjdzie ich kolej na wywózkę do obozów. Ewentualnie walką powinni zajmować się jedynie tacy, którzy nie mieli nikogo bliskiego. Obawiam się, że w takiej okoliczności zasoby ludzkie byłyby tak nieliczne, że Państwo Podziemne zamiast armii mogłoby powołać jedynie „Klub marzycieli o wolności”. Ponadto Polacy wstępowali do Armii Krajowej nie tylko dla siebie. Robili to także dla swoich bliskich, żeby ich dzieci mogły żyć w wolnym kraju i być bezpieczne. Jeśli to nie świadczy o ogromnych pokładach empatii, to nie mam pojęcia, jakie wymagania trzeba spełnić, żeby nie być przez Ninę Majewską-Brown zaklasyfikowanym do grona egoistów. Moim zdaniem jest to logiczne, ale widocznie niektórym ciężko to zrozumieć.
Oczywiście nie można kategorycznie stwierdzić, że wszyscy żołnierze podziemia byli kryształowi i nie można im nic zarzucić, bo to nigdy nie jest tak, że historia jest czarno-biała. Jednak motywem większości z nich było to, żeby oni sami i następne pokolenia mogły żyć w wolnym kraju. „Za wolność naszą i waszą” – przychodzi na myśl słynne hasło Powstańców Styczniowych, które było również powszechnie używane przez Powstańców Warszawskich. Za to należy im się najwyższy szacunek. Tak samo było w przypadku rodziny Budniaków. Wbrew temu, jak pokazuje nam autorka, Stefania i Florian Budniakowie stanowili zgodne małżeństwo, a walka z Niemcami była ich wspólną decyzją. Potomkowie Budniaków do dzisiaj muszą walczyć o to, żeby oczyścić dobre imię swojego dziadka.
Przedstawienie Floriana Budniaka jako egoisty dlatego, że stanął do walki z okupantem, czym naraził swoją żonę na represje, to i tak nie jest nie jest najgorszy element tej książki. Jeszcze bardziej bulwersującą kwestią jest wątek rzekomego uczucia, jakie miało się zrodzić w obozie pomiędzy panią Stefanią a… SS-manem z Auschwitz, niejakim Jurgenem, co brzmi jak wyjątkowo niesmaczny i żenujący żart. Jednak ten wątek naprawdę pojawił się w książce. Powiedzmy sobie jasno – w Auschwitz nie było dobrych SS-manów. Po pierwsze SS to nie był Wehrmacht, raczej nie wcielano tam ludzi siłą. SS to były elitarne jednostki. Żeby się do nich dostać, trzeba było spełnić określone warunki i przejść szereg szkoleń. Przede wszystkim jednak, były to jednostki dla fanatyków. To nie SS starało się o pozyskanie jak największej liczby członków. To poszczególni kandydaci musieli udowodnić, że są godni nosić na pasku hasło „Moim honorem jest wierność”, które stanowiło motto całej formacji.
Natomiast Jurgen w „Tajemnicy z Auschwitz” przedstawiony jest jako zaledwie trybik w wielkiej maszynie zagłady, który w gruncie rzeczy był dobrym człowiekiem. Miało nie być w nim takiego okrucieństwa, jakie zwykle kojarzy się z żołnierzami pełniącymi służbę w obozach koncentracyjnych. Zdrowa logika i przytoczone przeze mnie wyżej argumenty, każą wątpić czy taki obraz SS-mana w Auschwitz był w ogóle możliwy.
Majewska-Brown w swojej książce przedstawia Floriana Budniaka jako szowinistycznego męża, który z egoistycznych pobudek naraża życie własnej rodziny. Jednak Pani Stefania nie była ofiarą swojego męża, który, jak ujęła to autorka, prowadził „męską wojnę”. Pani Stefania była ofiarą nazistów i zbrodniczego systemu.
„Tajemnica z Auschwitz” to książka, której kłamliwość jest o tyle perfidna, że zarówno pani Stefania, jak pan Florian, już nie żyją. W związku z tym nie mają żadnej możliwości, by obronić się przed oszczerstwami ze strony Niny Majewskiej-Brown, a czytelnicy nie mają możliwości skonfrontowania jej powieści z ich relacją. W książkach o tak poważnej tematyce zawsze powinno znaleźć się miejsce na wyraźne pokazanie, kto był oprawcą a kto ofiarą. Tego w powieści Niny Majewskiej-Brown niestety zabrakło.
Tego typu zabiegi stosowane przez autorów to nie tylko żenujące zjawisko. Jest to wręcz niebezpieczne, bo w przyszłości przez te i podobne wymysły wypisywane na temat obozów koncentracyjnych, skutki mogą być takie, że następne pokolenia, które będą dowiadywać się o historii drugiej wojny światowej, będą postrzegać ofiary obozów, jako mało wiarygodne. Do tego nigdy nie wolno dopuścić. Książka pani Niny Majewskiej-Brown na pewno spodoba się osobom, które lubią żerować na tragedii obozów koncentracyjnych i obozów zagłady, w celu poszukiwania sensacji. Jeśli ktoś należy do tych osób, ta książka na pewno przypadnie mu do gustu. Natomiast jeśli komuś leży na sercu prawda historyczna i pamięć o ofiarach obozów koncentracyjnych, to sugeruję trzymać się z daleka od „Tajemnicy z Auschwitz” autorstwa Niny Majewskiej-Brown.
Nina Majewska-Brown – „Tajemnica z Auschwitz”, 2019
Źródła:
Ryszard Sodel: Pacyfikacja Zamojszczyzny – Historia z IPN – Instytut Pamięci Narodowej
Generalny Plan Wschodni – Archiwum II Wojny Światowej (iz.poznan.pl)