Trump i Biden: wyścig po fotel prezydenta USA
Kadencja prezydencka w USA trwa 4 lata, w związku z tym Trump jest w tym samym wieku w jakim był Biden podczas zeszłej kampanii. W związku z tym dziwne jest, jak ci sami ludzie wciąż powtarzają ten sam slogan. Tak naprawdę różnicę pomiędzy nimi określiłbym jako pomijalną, gdyż nie jest aż tak znacząca.
Trump i Biden: przedstawiciele pokolenia Baby Boomers
Co prawda Biden nie wpisuje się stricte w zakres lat pokolenia Baby Boomers (określa się go na lata 1946-1964), ale dorastał w tych samych okolicznościach co Trump. Przypomnijmy sobie: był to czas po II Wojnie Światowej, gdzie Stany Zjednoczone jako praktycznie niezniszczone, z rozkręconą gospodarką wyszły zwycięsko z konfliktu i znacznie zyskały względem zdewastowanej Europy. To właśnie wtedy Amerykanie zmienili swoją politykę izolacjonizmu i stali się mocarstwem światowym. Kreowała się wówczas rola Ameryki jako światowego policjanta, którego towarem eksportowym miała być demokracja, współpraca i kapitalizm. Na świecie mieliśmy do czynienia z ładem bipolarnym, gdzie świat podzielił się na dwa obozy, demokratyczny z USA na czele i komunistyczny skupiony wokół ZSRR.
Tamten czas był nijak nieporównywalny z dzisiejszymi realiami, gdyż mówimy tu o znaczącym wzroście gospodarczym Stanów Zjednoczonych, rozkwicie prywatnych firm czy wielkiej fali modernizacji, ale także o rywalizacji dwóch bloków ideologicznych. Doświadczenia wyniesione przez obu panów są zupełnie różne, co widać w prezentowanych przez nich poglądach. Trump kładzie bardziej nacisk na ujęcie gospodarczo-biznesowe i wyznaje priorytet korzyści gospodarczej przed ideologią. Nie jest również zwolennikiem organizacji międzynarodowych, co okazał między innymi, próbując wyprowadzić USA z WHO. Tą decyzję anulował Joe Biden, który przejawia politykę bardziej koncentrującą się na organizacjach międzynarodowych i współpracy z sojusznikami, ale o aspektach geopolitycznych i konsekwencjach wyboru jednego lub drugiego będzie nieco później.
Leciwość amerykańskich prezydentów
W Stanach Zjednoczonych od zawsze panowała niepisana zasada, że prezydent musi być dojrzały i doświadczony. Młody wiek kandydatów był nawet wykorzystywany w debacie jako argument przeciwko nim. Znaczna większość prezydentów w momencie obejmowania stanowiska była po pięćdziesiątce, a średnia wynosi niespełna 57 lat. Do tej pory najmłodszym wybranym prezydentem jest John Kennedy, który miał wówczas 44 lata, a zgodnie z konstytucją USA głową państwa może zostać osoba w wieku 35 lat.
Jednak pomimo takiego postrzegania leciwości kandydatów Trump i Biden są pewnym ewenementem, bo obaj mieli ukończone 70 lat. Przed nimi najstarszym prezydentem w chwili obejmowania urzędu był Ronald Regan (69 lat), więc obaj jako jedyni przełamali barierę siedemdziesięciolecia. Sytuacja ta dotyczy jednak całej amerykańskiej klasy politycznej, niedawno przecież świat obiegła informacja, że w wieku 90 lat zmarła Diane Feinstein, która niemal do końca pełniła obowiązki senatora, a to nie jest wyjątek, gdyż najstarszy aktywny senator Chuck Grassley również ma 90 lat.
Starzenie się amerykańskich elit
Tendencję starzenia się elit można obserwować po wzroście współczynnika kongresmenów, które ukończyły 70 lat. Na początku XX wieku wynosił około 5%, w połowie wieku wzrósł do średnio 10%, po czym wrócił do wartości początkowej. Nowe milenium rozpoczęło się od lawinowego wzrostu tego współczynnika z 7-8% do dzisiejszego 23%. Co to nam mówi? Mówi nam to tyle, że ćwierć kongresmenów jest już w zaawansowanym wieku i jak dołożymy fakt, że zaledwie 4% kongresu stanowią ludzie mający mniej niż 40 lat. Nie jest to proporcjonalne do udziału populacji, ponieważ prawie połowa populacji amerykańskiej ma mniej niż 40 lat.
Nasuwają się tu moim zdaniem uzasadnione pytania. Czy elity polityczne odzwierciedlają faktyczny światopogląd Amerykanów? Czy ludzie w takim wieku dalej są zdolni do piastowania swoich funkcji? Czy ich zdolności intelektualne dalej są wystarczające do prowadzenia polityki największego światowego mocarstwa? Te pytania pozostawiam otwarte.
Co zmienia wiek prezydentów?
Nie chcę popadać w ageizm, ale na koniec dnia jesteśmy tylko ludźmi. Podlegamy prawom natury i nasze zdolności fizyczne i intelektualne się wyczerpują. Oczywiście tego typu stanowisko wymaga głównie tych drugich, które zostają z nami zazwyczaj dłużej, ale to również nieprzespane noce, wielogodzinne loty, obrady i spotkania często w późnych godzinach nocnych. To są wyzwania nawet dla młodych osób, a widzimy w social mediach, że dzisiejszy Trump to nie ten sam człowiek co 8 lat temu, za czasów pierwszej kadencji. Już nie ma tej energii i wigoru, jaki wówczas prezentował. Biden za to jest bardzo statyczny na nagraniach i czasem można odnieść wrażenie, że nie będzie w stanie dotrwać do końca konferencji prasowej, a co dopiero spotkania z głową innego państwa. Zasadnym też wydaje się rozważanie o tym, czy panowie dożyją końca kadencji.
Na arenie międzynarodowej sprawa również jest bardzo ważna i powtórzę to po raz kolejny, nie mówimy tu o państwie trzeciego świata, a o mocarstwie posiadającym broń atomową, w którym pozycja prezydenta jest silna. Żyjemy ponadto w trudnych czasach wojennych i pytanie – jak zachowaliby się ci panowie, gdyby trzeba było grać twardo z Rosją? Czy wytrzymają presję? W rosyjskiej infosferze pojawiają się przecież filmiki dyskredytujące w szczególności Joe Bidena. Przedstawiany jest tam jako stary i zniedołężniały dziadek, który nie jest w stanie nawet iść o własnych siłach. Jak to się przełoży na działania Rosji w Europie już po elekcji?
Czytaj więcej: Myśląc globalnie: 25 lat Polski w NATO
Aspekt geopolityczny
Trump i Biden mają zupełnie inne podejście do stosunków międzynarodowych. Kandydat republikanów ma podejście znacznie bardziej biznesowe i nie uważa organizacji międzynarodowych za priorytet. Jego hasło „Make America Great Again” odnosi się do priorytetu, jakim dla Donalda Trumpa są sprawy wewnętrzne i biznes. Nie dba o położenie innych państw, jeżeli jego zdaniem nie leży to w interesie Stanów Zjednoczonych.
Szczególnym przypadkiem w polityce byłego prezydenta była polityka względem Unii Europejskiej. Nie uznawał on bowiem supremacji Brukseli nad resztą stolic starego kontynentu, on robił „deale” z poszczególnymi państwami (np. był w dobrych relacjach z Polską, a bardzo złych z Niemcami. Planował m. in. wycofanie części amerykańskich wojsk z RFN), czym obniżał prestiż UE jako całości. Dlaczego? Przyczyna jest prosta: łatwiej jest negocjować korzystną dla siebie umowę z 27 małymi podmiotami niż z jednym dużym graczem. Z tego samego powodu podobną politykę od lat prowadzi Kreml, więc nie ma się co dziwić, że Rosja woli, by to właśnie Trump zasiadał w Białym Domu.
W aspekcie geopolitycznym kandydat demokratów ma diametralnie inne podejście, co potwierdzają jego pierwsze wizyty zagraniczne, gdy udał się do Brukseli i najważniejszych stolic europejskich. Zblokował znaczną część decyzji, jakie podjął jego poprzednik: m. in. wcześniej wspomnianą redukcję liczebności wojsk USA w RFN. Aktywnie wspiera walczącą Ukrainę i chce zacieśniania współpracy w NATO, ale również zauważa potrzebę większej samodzielności Europy w sferze obronności. W wielkim skrócie Biden przejawia pogląd, w którym Ameryka wciąż stara się zachować własne wpływy jako gwarant bezpieczeństwa na świecie i chce współpracować z instytucjami Zachodu i w ramach nich.
Czego możemy się spodziewać?
Niezależnie od tego, co byśmy chcieli, musimy być przygotowani na obie opcje. Przede wszystkim musimy wziąć w większym stopniu na siebie ciężar obrony własnych granic i zabezpieczenia interesów. Kwestią oczywistą jest też, że z naszej perspektywy lepsza będzie wygrana Bidena. Moglibyśmy wówczas liczyć na pewną stabilność i kontynuację obecnego kursu wsparcia Ukrainy i głębokiej współpracy w ramach NATO, ale wchodzi tu kwestia wieku.
Biden zaczął swoją karierę polityczną w roku 1972, startując w wyborach do senatu. Było to 52 lata temu i biorąc wiek tego kandydata (82 lata), ciężko oszacować, w jakiej kondycji będzie w najbliższych latach i czy udźwignie trudy walki z Moskwą i Pekinem. Z drugiej strony mamy również zaawansowanego wiekiem pana, który na dodatek jest mocno nieprzewidywalny i który zapowiada, że dojdzie do porozumienia z Putinem. Natomiast my w Polsce wiemy, jak się kończą negocjacje z Rosją, która uzna to za słabość i kupi sobie czas do odbudowania sił, by kolejny raz uderzyć.
Źródła:
Pierwsza wizyta zagraniczna Joego Bidena. Prezydent USA uda się do Europy
Stany Zjednoczone chcą opuścić Światową Organizację Zdrowia
USA. Zmarła Dianne Feinstein, demokratyczna senator z Kalifornii